czwartek, 28 lutego 2019

Zapomniani bohaterowie.

"Żołnierze Wyklęci" jako termin historyczno- socjologiczny został użyty po raz pierwszy w 1993 r. w tytule wystawy "Żołnierze Wyklęci – antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 r". Zorganizowano ją przez Ligę Republikańską na Uniwersytecie Warszawskim. Zainspirowana została ona przez list, jaki otrzymała wdowa po jednym z żołnierzy podziemia. Piszący go oficer ludowego Wojska Polskiego wzywał ją do wyrzeczenia się pamięci o skazanym i zabitym mężu. Dzisiaj możemy go interpretować szerzej, bowiem byli oni w istocie wyklętymi bojownikami o wolność,
opuszczanymi stopniowo przez kolejne grupy, łącznie z hierarchami polskiego Kościoła.
Przyglądając się zatem faktom należy zacząć od samego początku, a więc od relacji polsko-sowieckich w czasie II wojny światowej.
Najpierw, 17 września 1939 r. ZSRR wkroczyło na tereny polskie bez wypowiedzenia wojny, stwierdzając niezgodnie z prawem, nieistnienie państwa polskiego. Stan wojny nigdy nie nastąpił, co zresztą w połączeniu z brakiem
wyraźnego rozkazu obrony doprowadziło do dezorientacji jednostek Wojska Polskiego osłaniających wschodnią granicę.
Wraz z Armią Czerwoną posuwały się szeregi NKWD likwidujące polską inteligencję oraz tzw. "element antykomunistyczny". Część z nich od razu była mordowana, część kierowana do dalszego rozpracowania; na początku 1940 r. kilkadziesiąt tysięcy osób zamordowano w Katyniu, Ostaszkowie, Kozielsku. W kolejnych miesiącach na Wschód wywieziono również rodziny pomordowanych zmniejszając
zagrożenie późniejszych dochodzeń.
Po ataku III Rzeszy na ZSRR podpisano układ Sikorski- Majski. Na jego podstawie utworzono na wschodzie armię, którą zasilić mieli Polacy przebywający w ZSRR. Byli to głównie więźniowie zwolnieni z gułagów, do których dołączyły również osoby cywilne zesłane na Wschód. Szybko też się okazało , że istnieją duże grupy oficerów, których los od wiosny 1940 r. pozostaje nieznany. Masowe groby zaczęto odkrywać już jesienią 1941 r., jednak sprawę
nagłośniono na w drugiej połowie 42 i na początku 43 r. Niemcy wykorzystali Katyń propagandowo pokazując zbrodnie komunistycznego państwa, przed którymi mieli jakoby bronić Europy.
Latem 1942 r. Armia generała Andersa rozpoczyna ewakuację do okupowanego przez Wielką Brytanię Iranu. W kwietniu 1943 r. rozpoczyna się tuszowanie przez Sowietów Zbrodni Katyńskiej, a pod koniec miesiąca następuje oficjalne zerwanie stosunków dyplomatycznych między rządem Sikorskiego i
Stalinem; wszystko pod pozorem wspierania niemieckiej propagandy. Jednocześnie powołano w ZSRR Związek Patriotów Polskich oraz przystąpiono do organizowania kolejnego oddziału wojskowego. Jednostki te miały być już posłuszne rządowi sowieckiemu, a także stanowić podstawowe struktury przyszłej administracji i sił zbrojnych.
W listopadzie '43 r. Armia Krajowa rozpoczęła przygotowania do "Akcji Burza", która miała rozpocząć się w chwili wkroczenia Armii Czerwonej w granice Rzeczypospolitej (rzecz jasna, że chodzi te z 1939 r.). Założeniem tej akcji było przyjazne współdziałanie podziemia przy wkraczaniu Sowietów, ujawnianie się dobrze zorganizowanej administracji Polskiego Państwa Podziemnego, i w razie przyjaznego stosunku ze strony nadchodzącego wojska - ujawnianie również struktur wojskowych. Celem było  powitanie wkraczających w roli gospodarzy i próbę uniemożliwienia tworzenia nowej administracji sowieckiej.
Działania te przyniosły efekty częściowe. Ujawnianie się jednostek Armii Krajowej w nazewnictwie bojowym z września 1939 r. potwierdziło ciągłość organizacyjną wojska. Z drugiej zaś strony żołnierze i oficerowie AK umożliwiali łatwą ich identyfikację, zgrupowanie oraz aresztowanie przez NKWD. Około 50 tys. z nich zostało zatrzymanych w związku z odmową przez nich wstąpienia do Armii Berlinga. Szybko rozpoczęły się także pacyfikacje miejscowości, deportacje oraz morderstwa Polaków przez sowieckie służby, szczególnie intensywne na terenach Kresów, które przypaść miały Związkowi Radzieckiemu. Jednocześnie w Lublinie 22 lipca 1944 r. ujawnia się Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego stopniowo coraz ostrzejszy w ocenie londyńskiego rządu i podziemnego państwa.
Pod koniec 1944 i na początku 1945 r. "Akcja Burza" stanowiła już tylkosmutny epilog oficjalnego istnienia Armii Krajowej. Mimo krzywd wyrządzanych ludności polskiej, nienawiść do niemieckiego okupanta nakazywała wielu oddziałom współdziałanie z wkraczającymi jednostkami sowieckimi. Polski rząd w Londynie spotkał się nawet z podziękowaniami ze strony Brytyjczyków doceniających nasze działania dywersyjne.
Jesienią '44 r. gen. Okulicki, dowodzący Armią Krajową po klęsce Powstania Warszawskiego donosił Prezydentowi RP o rozprężeniu i aktach świadczących o wyraźnym spadku morale wśród żołnierzy. Dnia 19 stycznia gen. Leopold Okulicki "Niedźwiadek" wydaje rozkazy, z których pierwszy rozwiązuje Armię Krajową.

Tego samego dnia, gen. Okulicki wydaje również tajne polecenie podległym mu dowódcom: "AK zostaje rozwiązana. Dowódcy nie ujawniają się. Żołnierzy zwolnić z przysięgi, wypłacić dwumiesięczne pobory i zamelinować. Zachować małe dobrze zakonspirowane sztaby i całą sieć radio. Utrzymać łączność ze mną i działajcie w porozumieniu z aparatem Delegata Rządu". Co ważne, ostatni dowódca AK w marcu 1945 r. został podstępnie aresztowany przez NKWD  wraz z innymi przywódcami
polskiego państwa podziemnego i przewieziony do moskiewskiego więzienia na Łubiance. W czerwcu tego roku w tzw. procesie szesnastu skazano go na 10 lat więzienia. Zmarł w nieznanych okolicznościach w sowieckim więzieniu w grudniu 1946 r.
Rozkaz Okulickiego był dylematem dla tysięcy zakonspirowanych członków Armii Krajowej. Stawali oni przed wyborem kontynuowania walki przeciwko Sowietom, ale i narzuconemu
przez nich aparatowi bezpieczeństwa w polskich mundurach czy też godzić się na swoistą pracę u podstaw, budowania wolnej Polski małymi krokami w codziennym, cywilnym życiu, oczekując lepszej sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej. Część z nich zasiliła szeregi organizacji Wolność i Niezawisłość, która powstała 2 września 1945 r. w Warszawie.
Organizacja ta przejęła struktury kadrowe i organizacyjne Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj, które tuż po wojnie były jeszcze w znacznej mierze uzbrojone, wyposażone, z rozbudowanym systemem łączności oraz majątkiem przekazywanym podczas okupacji sukcesywnie z Londynu. Teoretycznie WiN miała być organizacją cywilną w pokojowy sposób walczącą z łamaniem demokracji i fałszowaniem wyborów. Zostały jednak do niej w naturalny sposób, razem ze strukturą, wciągnięte oddziały partyzanckie z województw lubelskiego, białostockiego i warszawskiego. Około 50 tys z nich ujawniła się jesienią 1945 r. po apelu Jana Mazurkiewicza "Radosława", legendarnego już wtedy dowódcy w Powstaniu Warszawskim.
Mimo ustawicznych zatrzymań kolejnych dowódców przez służby sowieckie i nowej, "ludowej" Polski oddziały WiN prowadziły intensywną działalność.  Do aresztowań (dokonywanych w zasadzie co kilka miesięcy) oraz likwidacji kolejnych oddziałów przyczyniał się fakt oparcia struktury na modelu z czasów walki z nazistami. Do początku 1948 r. służbom komunistycznym udało się tak dobrze spenetrować organizację, że obsadziły nawet jej dowództwo, oraz utworzyły tzw. "V Delegaturę WiN", która pozyskiwała od zachodnich służb środki finansowe na swoją deklarowaną działalność. W kolejnych miesiącach ostatecznie rozbito jej działalność informując opinię publiczną w 1952 r. o dobrowolnym ujawnieniu się dowództwa. Prawdziwym powodem zakończenia akcji miało być przysłanie przez CIA oficerów amerykańskich do wizytacji finansowanej struktury, na co UB nie mógł już sobie pozwolić.
Wobec terroru stosowanego przez NKWD i polskie służby - Milicję Obywatelską, Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Urząd Bezpieczeństwa, tysiące żołnierzy Armii Krajowej nie podporządkowało się apelowi o ujawnieniu bądź powrócili do konspiracji. Spośród nich największą była 6 Wileńska Brygada (WiN) działająca na terenie północno-wschodniej Polski. Walkę z bezpieką prowadziły jednak również mniejsze oddziały, głównie w Wielkopolsce i na Lubelszczyźnie. W ramach działań zbrojnych, będących tak naprawdę kontynuacją prowadzonej wcześniej walki z poprzednim okupantem dokonywano rajdów na więzienia, komendy milicji i pojedyncze likwidacje osób odpowiedzialnych za zbrodnie na Polakach.
Aresztowani dowódcy, o ile byli złapani żywi, poddawani byli bestialskim przesłuchaniom, podczas którym niejednokrotnie wymuszano na nich wygodne dla władz zeznania, np. świadczące o rzekomej współpracy z Niemcami. Jednak nawet błahe z punktu widzenia przesłuchiwanego informacje były istotne dla prowadzących śledztwo, ponieważ powiększały wiedzę aparatu na temat podziemnej organizacji.
Skomplikowana kwestia zarzucanego niekiedy Żołnierzom Wyklętym szowinizmu i zbrodni na tle narodowościowym wymaga szczegółowego wyjaśnienia.
Okupanci często opierają swoją władzę na miejscowych mniejszościach narodowych. Tak było w przypadku sowieckiej okupacji ziem wschodnich II RP oraz przy zajmowaniu przez Niemców terenów Zachodniej Ukrainy. Walka z tak narzuconą władzą staje się więc walką z grupą etniczną, a te spory prowadzą najczęściej do krwawych "rewanżystowskich" zbrodni, czego przykładem może być chociażby rzeź latami dokonywana na Wołyniu.
Różnie przedstawiał się stosunek polskiej ludności do walczących zbrojnie oddziałów. Mieszkańcy wsi zostali przez władzę w dużej części "kupieni" reformą rolną parcelującą wcześniejsze majątki ziemiańskie. Zawiłości polityczne, istnienie dwóch rządów: w Londynie i Warszawie, partyzantka leśna przeciw polskiej już administracji - były to sprawy skomplikowane dla osób wykształconych, a tym bardziej dla pozbawionych informacji mieszkańców wyniszczonej wojną wsi. Oddziały leśne oparte były na współpracy z włościanami, którzy żywili ich i dawali zimowe schronienie, z czasem jednak to poświęcenie zaczęło być traktowane jako przykra powinność narażająca na dotkliwe represje. Zdarzało się więc, że pomoc była wymuszana, co pozostało do dziś w pamięci mieszkańców niektórych regionów Polski.
Oprócz  WiN podstawową siłą podziemia  były Narodowe Siły Zbrojne. Wyrosły one z pnia popularnego przed wojną Stronnictwa Narodowego opartego na idei Romana Dmowskiego. W 1942 r. oddziały podporządkowane podziemnemu Stronnictwu miały być scalone z Armią Krajową, jednak część żołnierzy odstąpiła od tego powołując Narodowe Siły Zbrojne. Nie obowiązywał ich więc rozkaz z 19 stycznia 1945 r. Oddziały te prowadziły walkę zarówno z Niemcami, jak i z Sowietami, jak również z partyzantką komunistyczną złożoną z żołnierzy narodowości polskiej. Jej jednostki prowadziły czynną walkę do początków 1947 r, kiedy służbom bezpieczeństwa udało się rozbić jej główne siły.
Od stycznia 1946 do kwietnia 1947 r. doszło do prawie tysiąca wydarzeń określanych jako uderzenia "band zbrojnego podziemia" na jednostki milicji i bezpieczeństwa. W latach 1947-50 miało miejsce ok 250 takich przypadków, w latach 1950-1956 już tylko 60. Ostatnia duża akcja przeprowadzona została w maju 1946 r., kiedy to z obarczonego złą sławą więzienia w Zamościu uwolniono ponad 300 przetrzymywanych. Ostatecznie opór został złamany na początku lat 50., czego symbolicznym finałem stało się rozbicie w 1953 r. resztek oddziału poległego cztery lata wcześniej Anatola Radziwonika-„Olecha”.
Przez lata pamięć o czynie zbrojnego oporu wobec narzucanej Polsce władzy była wymazywana bądź ograniczana do przypadków rabunków albo jednostkowo dokonywanych zbrodni. Zatrzymywanych żołnierzy skazywano na ciężkie więzienie pod kłamliwymi zarzutami niosącymi największy ciężar w oczach społeczeństwa - współpracy z niedawnym okupantem niemieckim. Na karę śmierci skazano ok 5 tys osób, połowę z wyroków wykonano. Wyroki orzekane były z pogwałceniem wszelkich zasad prawa, często w niezgodzie z regulaminem sądowym, w samych celach skazańców, bez możliwości obrony. W kolejnych latach żołnierzy z lasu próbowano skazać na jeszcze gorszą karę - na zapomnienie i pogardę.
Proces przywracania ich publicznej pamięci oficjalnie rozpoczął Lech Wałęsa nadając w 1995 r. Order Orła Białego Stefanowi Korbońskiemu, jednego z przywódców podziemia w jego pierwszych miesiącach. Najwyższe odznaczenia państwowe nadał im także pośmiertnie Lech Kaczyński.
Ofiary zbrodni komunistycznych dokonywanych w pierwszych latach po II wojnie światowej wciąż czekają na upamiętnienie. Ich rodziny wielokrotnie z pogardą pozbawiane były informacji o losie najbliższych, oczekując ich wypuszczenia przy kolejnych przeprowadzanych amnestiach. Tysiące członków rodzin żołnierzy podziemia nigdy się ich nie doczekało, nie otrzymując nawet informacji o dacie śmierci czy miejscu pochówku. Mimo konspiracyjnych działań, m.in. grabarzy warszawskich cmentarzy, którzy potajemnie spisywali daty i miejsca grzebania ciał, wciąż nie udało się odnaleźć wszystkich.
Od 2011 r. obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Jego data, wyznaczona na 1 marca, upamiętnia wyrok śmierci, wykonany tego dnia w 1951 r. na kierownictwie IV Komendy WiN. Pamiętajmy o Nich tego dnia! Pamiętajmy o "Niedźwiadku", pamiętajmy o "Ince"- 17-letnim dziecku jeszcze, które "zachowało się jak trzeba". Pamiętajmy!
[Tekst autorstwa zaprzyjaźnionej czytelniczki]







sobota, 2 lutego 2019

CO TAM SIĘ STAŁO, CZYLI TAJEMNICA PRZEŁĘCZY DIATŁOWA.

Wczorajszej nocy minęło dokładnie 60 lat od tamtych dramatycznych wydarzeń. Warto zatem się zatrzymać nad tą historią, choćby po to, by oddać szacunek tym, którzy wtedy pomarli w tak okrutnych okolicznościach.
Pomimo ostrzeżeń plemienia zamieszkującego te tereny wyruszyli. To, co stało się później, jest tragiczne i przerażające, ale zarazem bardzo tajemnicze.


25 stycznia 1959 roku dziewięciu studentów i absolwentów z Politechniki Swierdłowskiej wyruszyło w góry Ural, a ich celem było zdobycie dwóch szczytów Uralu: Góry Otorten i Ojka-Czakur. Dziś to miejsce nazywa się Przełęczą Diatłowa dla upamiętnienia szefa wyprawy, 23-letniego Igora Diatłowa. Wyprawa, choć trudna i niebezpieczna, dla grupy doświadczonych we wspinaczkach i narciarstwie wydawała się być kolejnym ciekawym przeżyciem.
Tu trzeba zaznaczyć, że tereny te zamieszkiwało tajemnicze plemię Mansów, o którym mówiono, że słynie z agresywności. Mansowie uważali, że Otorten oraz jej okolica jest przeklęta. W ich języku nazwa góry oznacza dokładnie „nie idź tam”.
Studenci zlekceważyli jednak te ostrzeżenia i wyruszyli, aby zdobyć kolejny szczyt. Jak się później okazało, decyzja ta kosztowała ich życie.
Początkowo grupa składała się z 10 osób, jednakże jeden z nich, Jurij Judin zachorował, paradoksalnie więc choroba uratowała mu życie. W góry ruszyło 9 osób /Igor Diatłow, Zinaida Kołmogorowa, Ludmiła Dubinina, Aleksandr Kolewatow, Rustem Słobodin, Gieorgij Jurij Kriwoniszczenko, Jurij Doroszenko, Nikołaj Thibeaux-Brignolle, Siemion Zołotariow; Jurij Judin zmarł  27 kwietnia 2013/.

Wiadomo, że grupa musiała zboczyć ze szlaku i rozbić obóz na górze Cholat Siahl. Na podstawie prowadzonego przez studentów dziennika wiadomo, że 31 stycznia ekspedycja dotarła do granicy lasu, zbudowano mały schron, gdzie pozostawili zapasy żywności na drogę powrotną, po czym kontynuowali podróż. Pierwszego lutego dotarli na zbocze góry Chołatczachl, co w języku ludu Mansów oznacza „Martwa Góra”. Ma to niejako związek z faktem, że na nieporośniętym wzgórzu nie zamieszkują żadne zwierzęta. Pierwotne plany omijały tę górę . Z uwagi jednak na pogarszającą się pogodę, zboczyli z kursu i znaleźli się na zboczu góry, gdzie postanowili rozbić obóz i przeczekać złe warunki atmosferyczne.

Według planu ekspedycja miała powrócić najpóźniej 12 lutego. Brak wieści od grupy zaniepokoił krewnych. Gdy nikt nie dostał żadnego telegramu o sukcesie wyprawy, rozpoczęto akcję ratunkową.
Rozpoczęcie poszukiwań opóźniło się na skutek kilku czynników: braku mapy z naniesionym planem wyprawy, trudności organizacyjnych, niechęci lokalnych władz partyjnych, opieszałości i lekkomyślności władz uczelni oraz zakazu lotów nad strefą wojskową Północnego Uralu. Po kilkudziesięciu godzinach ratownikom udało się jednak dotrzeć do obozowiska rozbitego przez uczestników wyprawy.
To, co tam zastali przeraziło ekipę ratowników. Na miejscu znajdował się namiot, który był rozcięty nożem od środka. Wokół niego porozrzucane były przedmioty studentów. Na miejscu nie znaleziono żadnego ze studentów. Po dokładniejszym przebadaniu terenu przez ekipę ratowników udało się odnaleźć ślady w śniegu. Były one tak chaotyczne, że wskazywały na to, że osoby, które je pozostawiły, uciekły w dużej panice.
W odległości około jednego kilometra od obozowiska znaleziono pierwsze dwa ciała leżące pod drzewem. Okazało się, że ofiarami byli dwaj mężczyźni – uczestnicy wyprawy. Ciała miały poparzone dłonie, co wskazywać mogło na to, że próbowali oni rozpalić ogień i wdrapać się na drzewo. Nieopodal nich leżało ciało szefa całej wyprawy – Igora Diatłowa. Zaraz obok niego odnaleziono kolejnego uczestnika wyprawy oraz ciało jednej z dwóch kobiet, które także brały udział w całej eskapadzie. Na tych pięciu ciałach nie znaleziono żadnych śladów walki i innych obrażeń, poza pękniętą czaszką jednego z mężczyzn. Żadne ślady nie wskazywały na to, że w obozie doszło do sprzeczki czy bójki. Nie było nawet śladów krwi.
Późniejsze sekcje zwłok i badania wykazały, że zginęli oni z powodu całkowitego wychłodzenia organizmu (stroje studentów nie były kompletne, ponieważ uciekli z namiotu w tym, co akurat mieli na siebie ubrane). W tamtym momencie ekipie nie udało się odnaleźć pozostałych czterech uczestników wyprawy. Udało się to dopiero wiosną, kiedy to topniejący śnieg odsłonił jamę, a w niej ciała pozostałych studentów.

Ciała były bardzo mocno poturbowane, z licznymi obrażeniami. Co prawda nie było na nich żadnych otwartych ran czy siniaków, ale wszyscy mieli połamane żebra i inne obrażenia, które porównać można do zderzenia się człowieka z samochodem. Ponadto drugiej z kobiet biorącej udział w wyprawie brakowało języka. To właśnie w tym momencie kończą się fakty i zaczynają liczne teorie spiskowe, przypuszczenia oraz domysły. Nad całą sprawą tragicznej wyprawy studentów ludzie debatują
od kilkudziesięciu lat. Teorie, które potem się wykluły, są niekiedy irracjonalne. Przyjrzyjmy się im bliżej.
Jako jedna z pierwszych pojawiła się teoria o chorobie popromiennej. Osoby, biorące udział w pogrzebach uczestników wyprawy, opowiadały, że skóra studentów była nienaturalnie żółta, a ich włosy były całkowicie siwe. Taki wygląd ciał rzeczywiście  wskazywałby na chorobę popromienną.
Inne z domysłów mówią o tym, że za śmierć studentów odpowiada plemię Mansów, którzy w
ten właśnie sposób chcieli się zemścić na osobach, które wtargnęły na ich ziemie. Na poparcie tej teorii zabrakło jednak dowodów, szczególnie że osoby, które badały miejsce całej tragedii całkowicie wykluczyły, udział osób trzecich w śmierci studentów.
Zdarzenia, do których doszło w Przełęczy Diatłowa, próbowano również tłumaczyć działaniami wojska i tajemniczą eksplozją, do której miało tam dojść. Ludzie twierdzili, że na tym terenie mogła znajdować się tajna jednostka wojskowa, która nie mogła tolerować obecności osób trzecich w jej rejonie.
Kolejne pojawiające się hipotezy w tej sprawie były już zdecydowanie bardziej nadprzyrodzone i paranormalne. Wspominano o tym, że studenci mogli spotkać tam kosmitów, którzy chcieli ich porwać lub mogło tam także dojść do spotkania wycieczkowiczów i „Yeti”, na co wskazywać miały chaotyczne ślady ucieczki.
Kilka lat temu sprawą zajął się amerykański pisarz Donnie Eichar. Przez cztery lata badał on najdrobniejsze szczegóły tej sprawy. Jego zdaniem do grupy studentów przebywającej już w namiocie dotarły bardzo niskie infradźwięki, które mogły doprowadzić do wybuchu paniki i chaotycznej, niekontrolowanej ucieczki, która była aż tak bardzo tragiczna w skutkach. Według pisarza to zjawisko jest całkowicie naturalne. Jest ono jednak niesłyszalne dla ludzkiego ucha. Powoduje jednak uczucie silnego niepokoju, które mogły wywołać na przykład odgłosy wyjącego w szczelinach skalnych wiatru. Teoria Eichara wydaje się całkiem logiczna, nie wyjaśnia ona jednak najczęściej zadawanych pytań – co spotkało czwórkę studentów, których ciała zostały odnalezione w jamie? Dlaczego jedna z kobiet nie miała języka? Połamane żebra i odcięty język nie są przecież skutkiem paniki.... więc co się stało w Przełęczy Diatłowa równo 60 lat temu?
[TEKST AUTORSTWA ZAPRZYJAŹNIONEJ CZYTELNICZKI]