środa, 19 grudnia 2018

Wigilia dawniej i dziś.

Zbliżają się najbardziej przez nas ulubione święta, święta Bożego Narodzenia. Za co je tak bardzo lubimy? Pewnie większość z nas powie, że za choinkę, nota bene wcale nie polski zwyczaj, tym niemniej bardzo miły. Niektórzy, głównie dzieci, zawołają, że za prezenty, dorośli za ogólną atmosferę, nastrój podniosły i wzruszający, za jadło świąteczne, pachnące korzeniami, bakaliami i tradycją. Już niedługo, już za kilka dni usiądziemy do wspólnego stołu...
I mimo, że przyrządzenie tradycyjnych dań wigilijnych zabiera mnóstwo czasu, to większość z nas nie  wyobraża sobie tego wieczoru bez potraw przygotowanych w domu zgodnie z

rodzinnymi recepturami. Jesteśmy przekonani, że smakują lepiej. Nic w tym dziwnego - związane są z nimi pozytywne emocje.
Co jakiś czas zmienia się nasz smak. Jedne potrawy przestają być modne, inne zyskują na popularności. Rozwija się rolnictwo, z pewnych upraw rezygnujemy, zaczynamy hodować nowe. Jadłospis wieczerzy wigilijnej również uległ zmianie. Niektóre popularne kiedyś potrawy odeszły w zapomnienie.
Dzisiaj, gdy tyle mówi się o lokalności, jeszcze bardziej warto zadbać o to, by na stole
wigilijnym znalazły się rodzime, sezonowe (i niekiedy zapomniane) płody pola, sadu, ogrodu, lasu i wody. A stare książki kucharskie to kopalnia arcyciekawych inspiracji.
Dawniej, w zależności od regionu, stanu czy pochodzenia liczba wigilijnych dań różniła się. „Na jednych stołach smakołyków wiele, na innych kasza, śledzie i korpiele” – to powiedzenie podkreślało różnice w świętowaniu Wigilii przez różne warstwy społeczne. U włościan podawano pięć lub siedem dań, dziewięć u szlachty, a 11 lub 13 u arystokracji.
Zwyczaj przyrządzania 12 potraw wigilijnych ukształtował się najpewniej na przełomie XIX i XX wieku. „Dwunastka” symbolizowała 12 miesięcy, bądź 12 Apostołów.
Wigilijna wieczerza pnie mogła się odbyć bez barszczu z uszkami z farszem grzybowym. Dzisiaj Wigilię najczęściej zaczyna się właśnie od tej zupy (z ręcznie robionymi uszkami ). Wigilijny barszcz jest wykwintny w swojej prostocie. Wymaga esencjonalnego
buraczanego kwasu, najlepiej domowego, nastawionego tydzień lub dwa wcześniej, wykończonego ulubionym wywarem grzybowym.
W wielu domach zamiast barszczu podaje się aromatyczną zupę grzybową z polskich suszonych leśnych grzybów, najlepiej z cienkimi, domowymi łazankami. Rzadziej spotykana jest zupa rybna, postne i zaskakujące wersje białego barszczu, żur z wyjątkowymi, kiszonymi rydzami albo słodka zupa migdałowa.
Na wigilijnym stole nie mogło- i nie może- zabraknąć ryby. Dawniej był to szczupak w sosie szafranowym, obecnie najczęściej na naszych stołach gości karp przyrządzany w chrupiącej panierce.
jeden z najstarszych polskich przepisów, to gotowany karp w sosie piernikowym z rodzynkami i migdałami. Kto dziś tak podaje? Jednak w swoim czasie karp na szaro rozsławił kuchnię polską, ba, w kuchni europejskiej nazywany jest carp a la polonaise, czyli karpiem po polsku. Przygotowanie karpia na szaro wymaga dwóch składników, o które coraz trudniej: krwi upuszczonej z żywej ryby oraz specjalnego mocno przyprawionego i niesłodzonego piernika.
Jednak przez lata wytwornym daniem wigilijnym był jednak nie karp, ale jesiotr. Właściwie to kawałek pieczonego lub duszonego jesiotra bałtyckiego, który osiągał rozmiary ponad 2 m długości i 130 kg wagi. Dzwonko tej ryby wystarczało na 8-10 osób. Niestety na początku XX w. populacja jesiotra tak gwałtownie zmalała, że znikł również ze świątecznych półmisków. Obecnie uznaje się jesiotra bałtyckiego za gatunek zanikły w Polsce.
Za niezwykle wykwintne danie uchodziła kiedyś kasza ze śliwkami, a nam, wręcz skąpanym w cukrze trudno wyobrazić sobie, iż do poł. XIX w jedynym źródłem słodyczy były suszone owoce i miód. Cukier był zbyt drogi i dla większości niedostępny.
Wszędzie tam, gdzie na podmokłych torfowiskach rosła żurawina popularnym świątecznym deserem był kisiel z jej owoców. Kwaskowato-cierpkim ze względu na żurawinę, słodkim od mączki cukrowej kisielem delektowali się rodacy na wschód od Bugu przez cały wiek XX. Dzisiaj to już relikt przeszłości. Prosty deser wyparły świąteczne ciasta.
Wir historii porwał ze sobą również śliżyki wileńskie. Te niewielkie ciasteczka wielkości opuszki kciuka pieczone z drożdżowego ciasta podawano w wigilijny wieczór ze słodką masą makową. To pracochłonne danie obecnie podają na Wigilię tylko potomkowie wilniuków.
Ciekawe, która wigilijna potrawa odejdzie w zapomnienie za kolejne 20, 50, czy 100 lat? Co nasi potomkowie uznają za tradycję, a czego się wyprą? A jak to u Was jest? Co gościło dawniej na stołach Waszych przodków, a co teraz bywa na stołach wigilijnych?
WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI!
[Tekst autorstwa zaprzyjaźnionej czytelniczki]

10 komentarzy:

  1. Przede wszystkim moja rodzina pochodzi ze wsi, więc wiem, że 12 potraw to urojenie. Jedzenie było bardzo skromne i to dopiero ostatnich 50 lat spowodowało przybywanie kolejnych potraw. Robimy sami najmniej jak się da - chodzi raczej o przyjemność przygotowania się do świąt niż wystawność, zresztą większość mojej małej rodzinki jest niepraktykująca. Mimo to lubimy święta i staramy się tego nie zmieniać nadmiarem obowiązków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas nigdy tych dwunastu potraw się nie pilnowało... Niby to tradycja,ale umówmy się, że nawet dziś mało kogo stać by te dwanaście potraw na stół wystawić... Choć w tym czasie głupie ludzie żeby się pokazać są w stanie się zadłużyć...

      Usuń
    2. W tym roku wigilię spędze tylko z moim miłym, więc i połowy potraw nie będzie. Mamy uszka i barszcz z polskiego sklepu, zastanawiamy się jaką rybę wrzucić w panierkę, kapusta z grochem jeszcze nie gotowa, po ciastku kupię w kawiarni. I to pewnie będzie tyle na wieczór. Mamy jeszcze żurek i białą kiełbasę z polskiego sklepu, moje krokiety, bigos miłęgo ... a roi mi się, żeby na wieczór 25 grudnia zrobić sobie pizzę z krewetkami :D

      Usuń
    3. A ja o swoich planach na te święta wolę publicznie nie opowiadać... :-) Co prawda nie spędzę ich tak jakbym chciał, ale i dołować się w te dni nie mam zamiaru...Wystarczy że cały rok się dołuję...

      Usuń
  2. W mojej rodzinie chyba tylko ja jedna umiem przygotować zupę rybną, bo to wcale nie jest łatwe. Więc kiedy usłyszałam od syna, że dla niego wystarczyłby hamburger, to mnie piorun strzelił i postanowiłam, że to będzie ostatnia wieczerza. Jak świat chce iść do przodu, niech sobie idzie na zdrowie. Od tej pory jak się umęczę, a padam na twarz, to dla siebie. "Świat" niech sobie rezerwuje stolik u McDonalda.
    To tyle na temat przedświątecznych nastrojów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) Może to zabrzmi dziwnie,ale nigdy nie jadłem zupy rybnej...Wiem po sobie co znaczą świąteczne przygotowania, dlatego sam chętnie udusił bym tych którzy nie potrafią tego docenić.

      Usuń
  3. Od lat żonie powtarzam, że za dużo wszystkiego szykuje.W tym roku będą goście, więc może się nie zmarnuje! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas jest podobnie, baby robią wszystkiego na potęgę, a po świętach...moje kury chodzą jak balony :-)

      Usuń
  4. Ja w tym roku postanowiłam zrobić mało potraw, nie jak co roku. I co i tak pozostawało:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My w tym roku też nie szaleliśmy, w święta też trzeba zachować rozsądek.

      Usuń