środa, 19 września 2018

SAMARYTANIE.... CZY JESZCZE ISTNIEJĄ?

W ostatnich latach słowo "solidarność" stało się, przynajmniej w naszym kraju, słowem-kluczem, pasującym do wielu drzwi, zwłaszcza do drzwi wyborców. Przeciwstawianie "Polski liberalnej" "Polsce solidarnej" stało się modne, aczkolwiek nadmiernie uproszczone.
Nie zamierzam jednak mówić o aktualiach polityczno- społecznych, warto natomiast zatrzymać się nad tym, jak ogólnie rozumieć solidarność międzyludzką. Pojęcie to ostatnio uległo znacznej dewaluacji przez propagandową obróbkę różnych agitatorów i manipulatorów. 
Solidarność międzyludzką można rozpatrywać

na różnych poziomach, gdzie najważniejszym wydaje się być poziom zwyczajnych odniesień międzyludzkich. Przykładem,wzorcem niemal, niech będzie tu ewangeliczna przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Pierwszą i najważniejszą rolę odgrywa tu troska o drugiego człowieka, o jego cierpienie, potem dopiero inne względy mają znaczenie. Samarytanin nie biegnie złapać tych, którzy skrzywdzili. Najważniejszy jest ranny i jego ból, potem odzywa się sumienie. Jeśli tak zrozumiemy solidarność, sumienie nam nakaże troskę o
drugiego człowieka. Nie będziemy wtedy szukać celów i ideałów politycznych, bo głos sumienia to apel o to, by pospieszyć z pomocą drugiemu człowiekowi.
Czasem zastanawiamy się, czy jeśli potrzebowalibyśmy pomocy, to otrzymalibyśmy ją od obcej osoby? Czy sami udzielilibyśmy takiej pomocy nieznajomemu? A może przejdziemy obok, jak bardzo nas to nie dotyczy? Taką obojętność nazywamy niekiedy tolerancją na zachowania innych. Lecz czy faktycznie tak jest?

Coraz częściej zewsząd docierają do nas informacje o napadach , pobiciach... w biały dzień, na ulicy pełnej ludzi. Wołanie o ratunek często pozostaje bez echa. Dlaczego? Wydawać by się mogło, że jest to reakcja powodowana strachem o życie i dobytek, gdy tak naprawdę obawy te są niepotrzebne. Napastnik, widzący solidarność ludzi broniących ofiary zrezygnuje ze swego zamiaru.
Jeśli się tak głębiej zastanowimy, to zauważymy, że solidarność międzyludzka jest ważnym
aspektem rozwoju nowoczesnego społeczeństwa. Jeśli otwieramy się na drugiego człowieka, z którym razem pragniemy coś zmienić, to znaczy, że mamy w sobie dużo odwagi i współczucia na krzywdę innych. Solidarność daje korzyści każdemu, kto działa dla dobra ogółu. Bardzo istotne jest, by w kryzysowych chwilach, które dotykają całej społeczności, razem z nią się solidaryzować.
Nie możemy jednak zapominać też o codziennej solidarności na mniejszą skalę. Codzienna bowiem solidarność rodzinna jest podstawą udanego życia rodzinnego. Równie ważna jest solidarność sąsiedzka, która w trudnych
chwilach zbliża ludzi walczących z tym samym problemem.
Kiedyś ludzie na ulicy się sobie kłaniali i uchylali kapelusza. Teraz, jak się witają, to wyjmują słuchawki z uszu. We współczesnym świecie jest coraz więcej "chorych na znieczulicę", głuchych na wołanie drugiego człowieka. Aby to się zmieniło, najmłodszym członkom rodzin trzeba uświadamiać, jak ważna jest solidarność międzyludzka i dawać przykład własnym postępowaniem, a wtedy pamięć o dobrym Samarytaninie pozostanie. 

{TEKST AUTORSTWA ZAPRZYJAŹNIONEJ CZYTELNICZKI}

24 komentarze:

  1. Nie do końca się zgodzę z tym, że coraz częściej się słyszy o kradzieżach, pobiciach, napaściach - generalnie przestępstwach... Takie incydenty były i będą. Sama wychodzę z założenia, że skoro umiesz liczyć, licz na siebie, ale nie wykluczam pomocy innym, bo wiem, że może przyjść taki czas, kiedy i ja będę jej potrzebować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja uważam, że jesteśmy coraz bardziej ślepi na drugiego człowieka...

      Usuń
  2. Jesteśmy faktycznie innymi ludźmi od tamtych kiedyś! Zmieniliśmy się na gorasz, ale nie generalizuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zmieniliśmy się na gorsze, bo wartości i zasady umierają...

      Usuń
  3. "Coraz częściej zewsząd docierają do nas informacje o napadach , pobiciach... w biały dzień, na ulicy pełnej ludzi."

    "We współczesnym świecie jest coraz więcej "chorych na znieczulicę", głuchych na wołanie drugiego człowieka."

    Jak ja nie lubię po pierwsze uogólniania, po drugie zawężania czasu do jakiegoś skrawka i twierdzenia, że teraz jest gorzej niż kiedyś. Cholercia, nie wiem czy przed wojną pan kłaniał się żebrakowi. W XIX wieku na jednego faceta w Londynie przypadało po kilka prostytutek i nie wiem, czy to oznacza, że oznaczało to większą solidarność międzyludzką, natomiast kradzieże były normą z powodu powszechnej biedy. Zresztą w każdym dużym mieście były dzielnice do których osoby zamożniejsze po prostu nie wchodził. Jak to się mowa do tego, że dociera do nas więcej informacji o kradzieżach? Dawniej ludzie byli analfabetami, niczego nie przeczytali i jedyną kradzieżą istniejącą w ich głowie była ta o której usłyszeli od sąsiada. Czy chciałabym być niepiśmienna? Raczej nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A do tego komentarza niech autorka tekstu się odniesie :-) Ja jestem ledwo żywy...

      Usuń
  4. Te dwa wyjęte z kontekstu zdania.... świadczą głównie o niezrozumieniu tekstu. Potwierdzenie znajduję w zarzucie uogólniania. Ja niczego nie uogólniłam, a tym bardziej nie twierdzę, "że teraz jest gorzej niż kiedyś". I proszę mi wskazać, że w którym to momencie napisałam, że "przed wojną pan kłaniał się żebrakowi"? W końcówce tekstu? Czy tam jest sformułowanie "przed wojną", czy "kiedyś"? Czy jest tam cokolwiek o panu i żebraku? Nie; tam jest o zwykłym kulturalnym zachowaniu, między mijającymi się znajomymi. Teraz takiej kindersztuby już się nie spotyka, więc skąd ja, 33-latka mogę o tym wiedzieć? Odpowiem: od moich Dziadków, którym jestem niezmiernie wdzięczna za to, czego mnie nauczyli. Poznali się w połowie lat 50-tych, więc "kilka" lat po wojnie... a jednak Dziadek uchylał kapelusza mijając się ze znajomymi, a Babcia nie wyciągała słuchawek z uszu.
    "...kradzieże były normą z powodu powszechnej biedy"...? "...osoby zamożniejsze po prostu nie wchodził"? To była w końcu ta bieda powszechna, czy nie?
    Ps. Obecnie w Londynie na jednego faceta przypada nawet i 50 cór Koryntu, a dawniejsi Londyńczycy analfabetami byli z racji biedy, kradli też z biedy, więc kradzież nie "istniała jedynie w ich głowach". nd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda to odpowiedź do komentarza Świechny, ale te 50 cór Koryntu na jednego faceta mnie zaciekawiło i muszę sprawdzić ile kosztuje bilet do Londynu...

      Usuń
    2. :-D jak trafisz na promocje Ryanaira, to i 50 zł wystarczy... nd

      Usuń
    3. Skoro w Londynie na jednego faceta przypada 50 dziwek to strach do kościoła pójść...

      Usuń
    4. To w Polsce nie ma prostytutek że do Anglii wylatujesz? :-)

      Usuń
    5. Tam jest większy wybór :-) A i syfem w Anglii przyjemniej się zarazić :-)

      Usuń
    6. Te dwa zdania nie są wyjęte z kontekstu. Cały kontekst jest memlaniem na obecne czasy.

      "Kiedyś ludzie na ulicy się sobie kłaniali i uchylali kapelusza. Teraz, jak się witają, to wyjmują słuchawki z uszu." To jak tam, pan kłaniał się żebrakowi czy nie? Kulturowe zachowanie między znajomymi? To w końcu tekst jest o znajomych, czy o ludziach np. w mieście? Bo nie każdy kto mieszka w mieście jest znajomy.

      Była bieda powszechna. Bo gdy mówimy o ludziach bogatych, to mówimy o jakimś 5% społeczeństwa. Mam nadzieję, że pojęcie "powszechności" nie jest aż tak nieznane naszym czytelnikom :)

      "jedyną kradzieżą istniejącą w ich głowie była ta o której usłyszeli od sąsiada" - to moje włąsne zdanie i nie jest ono bardzo skomplikowane - mam na myśli TĘ O KTÓREJ WIEDZIELI, ponieważ nie mieli możliwości korzystać z mediów pisanych a innych nie było. Zresztą medializacja rzeczywistości wpływa też na poczucie ludzi starszych, że dawniej było mniej złych wydarzeń. Jeśli były daleko od nich, po prostu o nich nie wiedzieli.

      A tego akurat nie wiem ile dzisiaj jest w Londynie prostytutek, w przeszłości ich ilość wynikała z wyludniania się prowincji z powodu zawłaszczania terenów rolnych pod pastwiska dla owiec.

      Kurcze, czytam dokładnie tekst, który komentuję i zawsze licze na to, że mój komentarz dostąpi podobnego traktowania.

      Zgodzę się, że najmłodsze pokolenie uczy się z "pokazania". No ale diagnoza, że teraz jest kiepsko oznacza, że to poprzednie jakoś genialne jeśli chodzi o bycie Samarytaninem nie było. Bo jeśli dzisiaj nie uchyla kapelusza tzn. że od kogo się tego nauczyło? Od listonosza?

      Usuń
  5. Według mnie pojęcie solidarności powoli zamiera a jakby tego było mało dla celów politycznych zostaje przywłaszczane. Dziś gdy ulegniesz wypadkowi prędzej zrobią ci zdjęcie niż pomogą....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomina mi się sytuacja z dzieckiem w płonącym samochodzie, ludzie zamiast pomóc ojcu je wyciągnąć kręcili filmy telefonami... Na szczęście nie wszyscy są tacy...

      Usuń
  6. Solidarność międzyludzka jest bardzo ważna, ale coraz rzadziej się o niej słyszy. Byłoby świetnie, gdybyśmy zmienianie świata zaczęli od zmiany siebie, ale wiadomo, że z tym ciężko...
    Pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładnie to ujęłaś... Cóż, w takich czasach przyszło nam żyć, solidarność, empatia zamierają... Może już tak jesteśmy zapatrzeni w siebie że aż ślepi na innych...

      Usuń
  7. Niestety obecnie ludzie wolą podciąć sobie nawzajem skrzydła zamiast pomóc..

    OdpowiedzUsuń
  8. Niestety muszę przyznać, że w tych czasach ludzie coraz to mniej mają serca. Jedynie pokazują je gdy są święta, a reszte roku mają wprost mówiąc wywalone na drugiego człowieka - ja postanowiłam o tym napisać wprost na blogu, że to serce mam i mam zamiar pomóc. I też dlatego pojawiła się u mnie etykieta "i my pomagamy" gdzie będą podpięte pod nią wszystkie wpisy dotyczace pomagania innym.

    OdpowiedzUsuń
  9. Staśśku, u mnie w domu bezpiecznie! Jedynie muszę pilnować, by samo sobie krzywdy dziecię nie zrobiło. Ale już ona umie na pomoc wołać!

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak to właśnie jest, obecnie można liczyć tylko na siebie

    OdpowiedzUsuń