poniedziałek, 31 grudnia 2018

SKĄD SIĘ WZIĘŁO "DO SIEGO ROKU"?

Chciałoby się napisać, że pachnie Nowym Rokiem, ale tak naprawdę to pachnie kapustą na bigos, grzybkami i świeżo zaparzoną kawką... Szykujemy się powoli na dzisiejszy wieczór. Za oknem raczej nie świątecznie, bo nie ma śniegu i jest +5 C. Ogólnie atmosfera leniwego oczekiwania... Lubię to, wiec pomyślałam, że pożyczę wszystkim "Do Siego Roku".
Wiele razy zastanawiałam się skąd tak naprawdę to powiedzenie się wzięło. Tłumacząc sobie jego pochodzenie ze staropolszczyzny, znalazłam w końcu kilka wyjaśnień.
"Kalendarz polski" z 1714 roku podaje, iż

zwyczaj ten pochodzi od naszych przodków, "gdy gospodarz, łamiąc opłatek z rodziną swoją i czeladką, życzy każdemu: "Ażeby Bóg dozwolił doczekać Do siego roku" i nawzajem podobne życzenia odbiera."
Twierdzili niektórzy, że jest to dawne wyrażenie słowiańskie: "Do siego", lecz bardziej rozpowszechniona jest legenda o Dosi, krakowskiej mieszczce, białogłowie zacnej, miłosiernej i pracowitej, "nie szkodzącej nikomu, a chętnie, w miarę swej możności, dopomagającej poczciwym bliźnim". Bóg też jej błogosławił, bo doczekała późnego wieku, gdyż żyła więcej niż sto lat, a zawsze zdrowa, wesoła, dobroczynna. Zgasła w Wigilię Bożego Narodzenia. Ludzie długo żałowali Dosi; kto komu dobrze życzył, mówił: "Życzę ci Dosiego roku". To jest żyj tak długo i tak szczęśliwie, jak owa poczciwa Dosia.
Ignacy Potocki źródłosłowu tych życzeń nakazywał szukać w wyrazach "do wszego" czyli wszelkiego roku, to

jest "do lat następnych", co potem zmieniło się w wymawianiu "do wsiego", a nareszcie "do siego roku".
Słownik Wileński Orgelbranda, pod wyrazem Dosi, ia, ie (!), takie daje objaśnienie: "przymiotnik, używający się tylko w następnych wyrażeniach: Dosiego lata, Dosiego roku, które przez jednych uważają się za skrócenia zamiast do wsiego r., wszego (t. j. wszystkiego) lata, roku; przez drugich za przemianę, zamiast do siego (t. j. do tamtego, do przyszłego) lata, roku,
wyprowadzać to od wyrazu "Dosia".
Prof. Łepkowski prowadząc swoje badania na terenie Wielkopolski doszedł, iż "Dodkiem zwie lud arcy starego człowieka we wsi, mianując Dodką, Dodkową i Dośką żonę jego, jeśli równie podeszła wiekiem. Rozumiem więc, iż życzyć sobie Dosiego roku, znaczy toż samo, co pradziadowskich lat".
Wreszcie O. Kolberg, nasz najbardziej znany etnograf i badacz kultury ludowej jeszcze inne wyjaśnienie proponuje: "Życzenie to nie konieczne do długiego ściąga się życia, ale i do
obfitości urodzajów tegorocznych (do syta dosyć). Przynajmniej chłopi w ten sposób życzenie to sobie tłumaczą."
Cóż więc sądzić o tym zagadkowym wyrażeniu? Zdaje się, że odpowiedź jest prosta i właśnie dlatego, że prosta, daleko jej szukać nie trzeba. "Siego" jest drugim przypadkiem dobrze znanego w językach słowiańskich zaimka wskazującego; brzmi on po starosłowiańsku si, a "do siego" znaczy w tym języku - dotąd; nie ulega zatem wątpliwości, że wyrażenie "do siego roku" oznacza życzenie, abyśmy dożyli do tamtego, do przyszłego roku.
Łammy się więc tegorocznym chlebem, życząc sobie: "Do siego roku!"
[Tekst autorstwa zaprzyjaźnionej czytelniczki]
[A ja wam moi drodzy życzę by ten nowy rok przyniósł wam 365 wspaniałych, przepełnionych uśmiechem dni]

[Na koniec roku postanowiłem ulitować się nad rodziną, która w sposób żałosny i nieudolny próbuje zdobyć adres mojego drugiego bloga i podać im jego adres: www.pocalujciemisiawdupezalosniidioci.blog.pl] :-)

środa, 19 grudnia 2018

Wigilia dawniej i dziś.

Zbliżają się najbardziej przez nas ulubione święta, święta Bożego Narodzenia. Za co je tak bardzo lubimy? Pewnie większość z nas powie, że za choinkę, nota bene wcale nie polski zwyczaj, tym niemniej bardzo miły. Niektórzy, głównie dzieci, zawołają, że za prezenty, dorośli za ogólną atmosferę, nastrój podniosły i wzruszający, za jadło świąteczne, pachnące korzeniami, bakaliami i tradycją. Już niedługo, już za kilka dni usiądziemy do wspólnego stołu...
I mimo, że przyrządzenie tradycyjnych dań wigilijnych zabiera mnóstwo czasu, to większość z nas nie  wyobraża sobie tego wieczoru bez potraw przygotowanych w domu zgodnie z

rodzinnymi recepturami. Jesteśmy przekonani, że smakują lepiej. Nic w tym dziwnego - związane są z nimi pozytywne emocje.
Co jakiś czas zmienia się nasz smak. Jedne potrawy przestają być modne, inne zyskują na popularności. Rozwija się rolnictwo, z pewnych upraw rezygnujemy, zaczynamy hodować nowe. Jadłospis wieczerzy wigilijnej również uległ zmianie. Niektóre popularne kiedyś potrawy odeszły w zapomnienie.
Dzisiaj, gdy tyle mówi się o lokalności, jeszcze bardziej warto zadbać o to, by na stole
wigilijnym znalazły się rodzime, sezonowe (i niekiedy zapomniane) płody pola, sadu, ogrodu, lasu i wody. A stare książki kucharskie to kopalnia arcyciekawych inspiracji.
Dawniej, w zależności od regionu, stanu czy pochodzenia liczba wigilijnych dań różniła się. „Na jednych stołach smakołyków wiele, na innych kasza, śledzie i korpiele” – to powiedzenie podkreślało różnice w świętowaniu Wigilii przez różne warstwy społeczne. U włościan podawano pięć lub siedem dań, dziewięć u szlachty, a 11 lub 13 u arystokracji.
Zwyczaj przyrządzania 12 potraw wigilijnych ukształtował się najpewniej na przełomie XIX i XX wieku. „Dwunastka” symbolizowała 12 miesięcy, bądź 12 Apostołów.
Wigilijna wieczerza pnie mogła się odbyć bez barszczu z uszkami z farszem grzybowym. Dzisiaj Wigilię najczęściej zaczyna się właśnie od tej zupy (z ręcznie robionymi uszkami ). Wigilijny barszcz jest wykwintny w swojej prostocie. Wymaga esencjonalnego
buraczanego kwasu, najlepiej domowego, nastawionego tydzień lub dwa wcześniej, wykończonego ulubionym wywarem grzybowym.
W wielu domach zamiast barszczu podaje się aromatyczną zupę grzybową z polskich suszonych leśnych grzybów, najlepiej z cienkimi, domowymi łazankami. Rzadziej spotykana jest zupa rybna, postne i zaskakujące wersje białego barszczu, żur z wyjątkowymi, kiszonymi rydzami albo słodka zupa migdałowa.
Na wigilijnym stole nie mogło- i nie może- zabraknąć ryby. Dawniej był to szczupak w sosie szafranowym, obecnie najczęściej na naszych stołach gości karp przyrządzany w chrupiącej panierce.
jeden z najstarszych polskich przepisów, to gotowany karp w sosie piernikowym z rodzynkami i migdałami. Kto dziś tak podaje? Jednak w swoim czasie karp na szaro rozsławił kuchnię polską, ba, w kuchni europejskiej nazywany jest carp a la polonaise, czyli karpiem po polsku. Przygotowanie karpia na szaro wymaga dwóch składników, o które coraz trudniej: krwi upuszczonej z żywej ryby oraz specjalnego mocno przyprawionego i niesłodzonego piernika.
Jednak przez lata wytwornym daniem wigilijnym był jednak nie karp, ale jesiotr. Właściwie to kawałek pieczonego lub duszonego jesiotra bałtyckiego, który osiągał rozmiary ponad 2 m długości i 130 kg wagi. Dzwonko tej ryby wystarczało na 8-10 osób. Niestety na początku XX w. populacja jesiotra tak gwałtownie zmalała, że znikł również ze świątecznych półmisków. Obecnie uznaje się jesiotra bałtyckiego za gatunek zanikły w Polsce.
Za niezwykle wykwintne danie uchodziła kiedyś kasza ze śliwkami, a nam, wręcz skąpanym w cukrze trudno wyobrazić sobie, iż do poł. XIX w jedynym źródłem słodyczy były suszone owoce i miód. Cukier był zbyt drogi i dla większości niedostępny.
Wszędzie tam, gdzie na podmokłych torfowiskach rosła żurawina popularnym świątecznym deserem był kisiel z jej owoców. Kwaskowato-cierpkim ze względu na żurawinę, słodkim od mączki cukrowej kisielem delektowali się rodacy na wschód od Bugu przez cały wiek XX. Dzisiaj to już relikt przeszłości. Prosty deser wyparły świąteczne ciasta.
Wir historii porwał ze sobą również śliżyki wileńskie. Te niewielkie ciasteczka wielkości opuszki kciuka pieczone z drożdżowego ciasta podawano w wigilijny wieczór ze słodką masą makową. To pracochłonne danie obecnie podają na Wigilię tylko potomkowie wilniuków.
Ciekawe, która wigilijna potrawa odejdzie w zapomnienie za kolejne 20, 50, czy 100 lat? Co nasi potomkowie uznają za tradycję, a czego się wyprą? A jak to u Was jest? Co gościło dawniej na stołach Waszych przodków, a co teraz bywa na stołach wigilijnych?
WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI!
[Tekst autorstwa zaprzyjaźnionej czytelniczki]

sobota, 8 grudnia 2018

O tym co się dzieje z nami w nocy

Pewnie każdemu z nas zdarzyło się nieraz zamyślić nad tym, co się śniło nam samym, czy innym. Niektórzy pewnie znaczenie snu skwitują wzruszeniem ramion i stwierdzeniem, że to głupota na poziomie wiary w horoskopy. Jest jednak udowodnione naukowo, że sny odzwierciedlając nasze myśli, pragnienia i obawy, mają swoje znaczenie. Warto się nad tym zatrzymać, ale by rozważyć istotę snu należy rozważyć jego definicję. Wg fizjologów jest to czynnościowy stan ośrodkowego układu nerwowego, pojawiający się cyklicznie w rytmie
dobowym. Ciekawostką jest tu fakt, że u niektórych zwierząt półkule mózgowe śpią na zmianę- tak się dzieje np u psów, czy delfinów. Także zapotrzebowanie na sen jest różny.
Sen ma swoje fazy: pierwszą jest faza NREM oraz druga faza REM. I to właśnie w tej drugiej fazie snu najczęściej występują marzenia senne. Tak naprawdę są to serie dźwięków, obrazów, emocji występujące w czasie snu, podczas gdy po przebudzeniu sen pamiętamy jako ciąg zdarzeń, zdarzeń bardzo realistycznych, dotyczących życia, problemów codziennych.

W XIX w udowodniono zależność między a przeżywanym w tym czasie marzeniem sennym. Pokazano też, że sny są najczęściej z sytuacją śniącego. Warto przy tym zaznaczyć, że dziecko nie rozumie zjawiska snu, dopiero ok. 10 roku życia zaczyna pojmować,że sen pochodzi z głowy, że śni się go wewnętrznie.
 Sny są tworami fizjologicznymi o charakterze wizualnym i słuchowym. Doświadczenie snu odbierane jest bardzo realistycznie i dotyczy życia na jawie. Najczęściej określamy je jako koszmar albo marzenie senne. Treścią koszmaru jest wydarzenie niebezpieczne, zagrażające życiu, a towarzyszą temu negatywne emocje typu gniew, złość, lęk. Mogą one czasem spowodować bezsenność i inne negatywne skutki.
Koszmary senne pojawiają się u dzieci ok 3 roku życia i czasem są pamiętane w życiu dorosłym. Mogą się wiązać
z sytuacjami rodzinnymi, których dziecko nie rozumie, np rozwód, przeprowadzka, rozłąka spowodowana pobytem w szpitalu.
Dorosłych koszmary senne nawiedzają w sytuacji przemocy domowej, u kobiet- ofiar gwałtu, u weteranów wojennych koszmary są częścią zespołu stresu pourazowego. Naukowcy szacują, iż ok. 4 % dorosłych doświadcza tych zaburzeń snów, podczas gdy u dzieci i młodzieży jest to nawet 70 %.
Zaburzenia takie są leczone, zaś minimalnym kryterium diagnostyczne to powracające epizody przebudzeń ze wspomnieniem silnego niepokoju związanego z treścią tego, co się śniło.
Jak się pozbyć koszmarów? Istnieje kilka dróg prowadzących do wyeliminowania przerażających snów z naszego życia. Są rozmaite terapie i metody radzenia sobie z tym problemem. W niektórych przypadkach stosuje się terapię farmakologiczną - zawsze pod kontrolą lekarza. W przypadku terapii behawioralnej nie poleca się tu psychoterapii indywidualnej z psychologiem, czy psychiatrą. Podstawowym jednak krokiem do poradzenia sobie z jakimkolwiek zaburzeniem snu jest analiza i zmiany nawyków związanych ze spaniem.
I wiele by jeszcze pisać o tym, co nam się śni. Wszystko zależy od tego, co nas spotyka w życiu na jawie. Temat- ciekawy i na tyle rozległy- wymaga obietnicy dalszego ciągu sennych rozważań... i to już w najbliższym czasie.
[Tekst autorstwa zaprzyjaźnionej czytelniczki]