Pomimo ostrzeżeń plemienia zamieszkującego te tereny wyruszyli. To, co stało się później, jest tragiczne i przerażające, ale zarazem bardzo tajemnicze.
25 stycznia 1959 roku dziewięciu studentów i absolwentów z Politechniki Swierdłowskiej wyruszyło w góry Ural, a ich celem było zdobycie dwóch szczytów Uralu: Góry Otorten i Ojka-Czakur. Dziś to miejsce nazywa się Przełęczą Diatłowa dla upamiętnienia szefa wyprawy, 23-letniego Igora Diatłowa. Wyprawa, choć trudna i niebezpieczna, dla grupy doświadczonych we wspinaczkach i narciarstwie wydawała się być kolejnym ciekawym przeżyciem.
Tu trzeba zaznaczyć, że tereny te zamieszkiwało tajemnicze plemię Mansów, o którym mówiono, że słynie z agresywności. Mansowie uważali, że Otorten oraz jej okolica jest przeklęta. W ich języku nazwa góry oznacza dokładnie „nie idź tam”.
Studenci zlekceważyli jednak te ostrzeżenia i wyruszyli, aby zdobyć kolejny szczyt. Jak się później okazało, decyzja ta kosztowała ich życie.
Początkowo grupa składała się z 10 osób, jednakże jeden z nich, Jurij Judin zachorował, paradoksalnie więc choroba uratowała mu życie. W góry ruszyło 9 osób /Igor Diatłow, Zinaida Kołmogorowa, Ludmiła Dubinina, Aleksandr Kolewatow, Rustem Słobodin, Gieorgij Jurij Kriwoniszczenko, Jurij Doroszenko, Nikołaj Thibeaux-Brignolle, Siemion Zołotariow; Jurij Judin zmarł 27 kwietnia 2013/.
Wiadomo, że grupa musiała zboczyć ze szlaku i rozbić obóz na górze Cholat Siahl. Na podstawie prowadzonego przez studentów dziennika wiadomo, że 31 stycznia ekspedycja dotarła do granicy lasu, zbudowano mały schron, gdzie pozostawili zapasy żywności na drogę powrotną, po czym kontynuowali podróż. Pierwszego lutego dotarli na zbocze góry Chołatczachl, co w języku ludu Mansów oznacza „Martwa Góra”. Ma to niejako związek z faktem, że na nieporośniętym wzgórzu nie zamieszkują żadne zwierzęta. Pierwotne plany omijały tę górę . Z uwagi jednak na pogarszającą się pogodę, zboczyli z kursu i znaleźli się na zboczu góry, gdzie postanowili rozbić obóz i przeczekać złe warunki atmosferyczne.
Według planu ekspedycja miała powrócić najpóźniej 12 lutego. Brak wieści od grupy zaniepokoił krewnych. Gdy nikt nie dostał żadnego telegramu o sukcesie wyprawy, rozpoczęto akcję ratunkową.
Rozpoczęcie poszukiwań opóźniło się na skutek kilku czynników: braku mapy z naniesionym planem wyprawy, trudności organizacyjnych, niechęci lokalnych władz partyjnych, opieszałości i lekkomyślności władz uczelni oraz zakazu lotów nad strefą wojskową Północnego Uralu. Po kilkudziesięciu godzinach ratownikom udało się jednak dotrzeć do obozowiska rozbitego przez uczestników wyprawy.
To, co tam zastali przeraziło ekipę ratowników. Na miejscu znajdował się namiot, który był rozcięty nożem od środka. Wokół niego porozrzucane były przedmioty studentów. Na miejscu nie znaleziono żadnego ze studentów. Po dokładniejszym przebadaniu terenu przez ekipę ratowników udało się odnaleźć ślady w śniegu. Były one tak chaotyczne, że wskazywały na to, że osoby, które je pozostawiły, uciekły w dużej panice.
W odległości około jednego kilometra od obozowiska znaleziono pierwsze dwa ciała leżące pod drzewem. Okazało się, że ofiarami byli dwaj mężczyźni – uczestnicy wyprawy. Ciała miały poparzone dłonie, co wskazywać mogło na to, że próbowali oni rozpalić ogień i wdrapać się na drzewo. Nieopodal nich leżało ciało szefa całej wyprawy – Igora Diatłowa. Zaraz obok niego odnaleziono kolejnego uczestnika wyprawy oraz ciało jednej z dwóch kobiet, które także brały udział w całej eskapadzie. Na tych pięciu ciałach nie znaleziono żadnych śladów walki i innych obrażeń, poza pękniętą czaszką jednego z mężczyzn. Żadne ślady nie wskazywały na to, że w obozie doszło do sprzeczki czy bójki. Nie było nawet śladów krwi.
Późniejsze sekcje zwłok i badania wykazały, że zginęli oni z powodu całkowitego wychłodzenia organizmu (stroje studentów nie były kompletne, ponieważ uciekli z namiotu w tym, co akurat mieli na siebie ubrane). W tamtym momencie ekipie nie udało się odnaleźć pozostałych czterech uczestników wyprawy. Udało się to dopiero wiosną, kiedy to topniejący śnieg odsłonił jamę, a w niej ciała pozostałych studentów.
Ciała były bardzo mocno poturbowane, z licznymi obrażeniami. Co prawda nie było na nich żadnych otwartych ran czy siniaków, ale wszyscy mieli połamane żebra i inne obrażenia, które porównać można do zderzenia się człowieka z samochodem. Ponadto drugiej z kobiet biorącej udział w wyprawie brakowało języka. To właśnie w tym momencie kończą się fakty i zaczynają liczne teorie spiskowe, przypuszczenia oraz domysły. Nad całą sprawą tragicznej wyprawy studentów ludzie debatują od kilkudziesięciu lat. Teorie, które potem się wykluły, są niekiedy irracjonalne. Przyjrzyjmy się im bliżej.
Jako jedna z pierwszych pojawiła się teoria o chorobie popromiennej. Osoby, biorące udział w pogrzebach uczestników wyprawy, opowiadały, że skóra studentów była nienaturalnie żółta, a ich włosy były całkowicie siwe. Taki wygląd ciał rzeczywiście wskazywałby na chorobę popromienną.
Inne z domysłów mówią o tym, że za śmierć studentów odpowiada plemię Mansów, którzy w ten właśnie sposób chcieli się zemścić na osobach, które wtargnęły na ich ziemie. Na poparcie tej teorii zabrakło jednak dowodów, szczególnie że osoby, które badały miejsce całej tragedii całkowicie wykluczyły, udział osób trzecich w śmierci studentów.
Zdarzenia, do których doszło w Przełęczy Diatłowa, próbowano również tłumaczyć działaniami wojska i tajemniczą eksplozją, do której miało tam dojść. Ludzie twierdzili, że na tym terenie mogła znajdować się tajna jednostka wojskowa, która nie mogła tolerować obecności osób trzecich w jej rejonie.
Kolejne pojawiające się hipotezy w tej sprawie były już zdecydowanie bardziej nadprzyrodzone i paranormalne. Wspominano o tym, że studenci mogli spotkać tam kosmitów, którzy chcieli ich porwać lub mogło tam także dojść do spotkania wycieczkowiczów i „Yeti”, na co wskazywać miały chaotyczne ślady ucieczki.
Kilka lat temu sprawą zajął się amerykański pisarz Donnie Eichar. Przez cztery lata badał on najdrobniejsze szczegóły tej sprawy. Jego zdaniem do grupy studentów przebywającej już w namiocie dotarły bardzo niskie infradźwięki, które mogły doprowadzić do wybuchu paniki i chaotycznej, niekontrolowanej ucieczki, która była aż tak bardzo tragiczna w skutkach. Według pisarza to zjawisko jest całkowicie naturalne. Jest ono jednak niesłyszalne dla ludzkiego ucha. Powoduje jednak uczucie silnego niepokoju, które mogły wywołać na przykład odgłosy wyjącego w szczelinach skalnych wiatru. Teoria Eichara wydaje się całkiem logiczna, nie wyjaśnia ona jednak najczęściej zadawanych pytań – co spotkało czwórkę studentów, których ciała zostały odnalezione w jamie? Dlaczego jedna z kobiet nie miała języka? Połamane żebra i odcięty język nie są przecież skutkiem paniki.... więc co się stało w Przełęczy Diatłowa równo 60 lat temu?
[TEKST AUTORSTWA ZAPRZYJAŹNIONEJ CZYTELNICZKI]
Oglądałam program dokumentalny na ten temat. Moje zdanie jest takie jak Witkacego: "samo to się grzmi i błyska, a resztę robią ludzie" ;) Amerykańskiego badacza zastanowił fakt wzmożonej aktywności w tuszowaniu sprawy przez służby - niedopuszczanie osób spoza służb, zatajanie faktów itp. Jeśli o mnie chodzi, to u nich należałoby szukać odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńFakt,ale jeżeli służby mają z tym coś wspólnego to podejrzewam że już nigdy nie dowiemy się prawdy.
UsuńNigdy o tym nie słyszałem. Lubię takie zagadki typu X-Files. Osobiście skłaniałbym się w kierunku Mansów. Wiara w zabobony zawsze prowadzi do tragedii.
OdpowiedzUsuńInna sprawa że jeżeli do dziś nie wiadomo co tam naprawdę się stało to komuś musi zależeć żeby ukryć prawdę...
UsuńNigdy nie popierałem zdobywania szczytów i tym podobnych wspinaczek górskich. Wystarczająco wiele niebezpieczeństw czeka na człowieka tu na ziemi, po co więc kumulować zagrożenia. Z tymi infradźwiękami, to naprawdę horror!
OdpowiedzUsuńPrawdę powiedziawszy ja też nie rozumiem tego typu wypraw, oglądając relacje z kolejnych wspinaczek mam wrażenie, że ci ludzie celowo pchają się śmierci w łapska...
UsuńSwego czasu leciał taki program, odtajnione archiwa ZSRR, czy jakoś tak, w którym przedstawiali tą tajemniczą historię, ale co było prawdziwą przyczyną śmierci tych ludzi nie wiadomo do dziś...
OdpowiedzUsuńI podejrzewam że już się nie dowiemy, bo komuś musi naprawdę zależeć by zatajać prawdziwe przyczyny ich zgonu i to co tam się wydarzyło...
UsuńPrzyczyna ich śmierci jest znana: pięcioro z nich: Igor Diatłow, Zinaida Kołmogorowa, Aleksandr Kolewatow, Jurij Kriwoniszczenko i Jurij Doroszenko umarli na skutek hipotermii; Nikołaj Thibeaux-Brignolle miał złamanie podstawy czaszki, wieloelementowe i rozległe złamania kości czaszki, obfity krwotok do opon mózgowych oraz wbicie fragmentów złamanej czaszki w opony mózgowe, Siemion Zołotariow- na skutek wielokrotnego złamania żeber miał krwotok do jamy opłucnej (litr krwi), wewnętrzne krwawienia klatki piersiowej, Rustem Słobodin umarł na skutek pęknięcia kości czołowej czaszki, które przyczyniło się do utraty przytomności i hipotermii, a Ludmiła Dubinina- sece przebite jednym ze złamanych żeber, była też pozbawiona gałek ocznych i języka, mięśnia gnykowo- językowego i mięśnia żuchwowo- gnykowego; przy wyrywaniu języka jeszcze żyła, o czym świadczy krew w płucach i jamie opłucnej. Tak przynajmniej mówią akty zgonu i dokumentacja dochodzenia, ujawnione dopiero w latach 90tych. A co wywołało tak paniczny strach? Tego pewni nie będziemy nigdy. ND
UsuńO to właśnie mi chodzi... A coś ten strach wywołać musiało...
UsuńCo roku powracam myślami do tej historii i zastanawiam się głęboko nad losem tych ludzi. Nie mam pojęcia co ich spotkało, ale cokolwiek by się tam nie stało, nie chciałabym być na ich miejscu.
OdpowiedzUsuńObawiam się że prawdy już nie poznamy...
UsuńMówiłam, że łażenie po górach szkodzi?
OdpowiedzUsuńMam takie samo zdanie, czasem ludzie zachowują się jakby sami śmierci szukali...
UsuńSłyszałam już o tej historii kilka lat temu, oglądałam również film dokumentalny. Coś nieprawdopodobnego.
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy post,a w nim rekomendacja pewnej ciekawej pozycji literackiej. Będzie mi bardzo miło jeśli wpadniesz ♥
Pozdrawiam! Mój blog-KLIK
Pewnie że wpadnę :-) Pozdrawiam :-)
UsuńJestem bardzo ciekawa co się naprawdę tam stało, niesamowita historia
OdpowiedzUsuńObawiam się że nigdy nie dowiemy się prawdy, komuś musi zależeć skoro przez tyle lat jej nie poznaliśmy...
UsuńTrochę interesowałam się tą historią i najbardziej realna wydaje mi się wersja z deską śnieżną, która tłumaczyła by obrażenia, niektórych poszkodowanych oraz rozcięty namiot.
OdpowiedzUsuńTeorii było sporo,ale która była prawdziwa? Pewnie już się nie dowiemy...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTak też mogło być... Choć osobiście obstawiam atak jakiegoś rozwścieczonego zwierzęcia...
Usuń36 years old Desktop Support Technician Luce Marlor, hailing from Whistler enjoys watching movies like It's a Wonderful Life and Sand art. Took a trip to Archaeological Sites of the Island of Meroe and drives a Ferrari 250 GT Series I Cabriolet. mozesz dowiedziec sie wiecej
OdpowiedzUsuń47 yr old Database Administrator III Aurelie Shadfourth, hailing from Fort Erie enjoys watching movies like Red Lights and Jigsaw puzzles. Took a trip to Kasbah of Algiers and drives a Ferrari 250 SWB Berlinetta. moj link
OdpowiedzUsuń