"Żołnierze Wyklęci" jako termin historyczno- socjologiczny został użyty po raz pierwszy w 1993 r. w tytule wystawy "Żołnierze Wyklęci – antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 r". Zorganizowano ją przez Ligę Republikańską na Uniwersytecie Warszawskim. Zainspirowana została ona przez list, jaki otrzymała wdowa po jednym z żołnierzy podziemia. Piszący go oficer ludowego Wojska Polskiego wzywał ją do wyrzeczenia się pamięci o skazanym i zabitym mężu. Dzisiaj możemy go interpretować szerzej, bowiem byli oni w istocie wyklętymi bojownikami o wolność,
opuszczanymi stopniowo przez kolejne grupy, łącznie z hierarchami polskiego Kościoła.
Przyglądając się zatem faktom należy zacząć od samego początku, a więc od relacji polsko-sowieckich w czasie II wojny światowej.
Najpierw, 17 września 1939 r. ZSRR wkroczyło na tereny polskie bez wypowiedzenia wojny, stwierdzając niezgodnie z prawem, nieistnienie państwa polskiego. Stan wojny nigdy nie nastąpił, co zresztą w połączeniu z brakiem
wyraźnego rozkazu obrony doprowadziło do dezorientacji jednostek Wojska Polskiego osłaniających wschodnią granicę.
Wraz z Armią Czerwoną posuwały się szeregi NKWD likwidujące polską inteligencję oraz tzw. "element antykomunistyczny". Część z nich od razu była mordowana, część kierowana do dalszego rozpracowania; na początku 1940 r. kilkadziesiąt tysięcy osób zamordowano w Katyniu, Ostaszkowie, Kozielsku. W kolejnych miesiącach na Wschód wywieziono również rodziny pomordowanych zmniejszając
zagrożenie późniejszych dochodzeń.
Po ataku III Rzeszy na ZSRR podpisano układ Sikorski- Majski. Na jego podstawie utworzono na wschodzie armię, którą zasilić mieli Polacy przebywający w ZSRR. Byli to głównie więźniowie zwolnieni z gułagów, do których dołączyły również osoby cywilne zesłane na Wschód. Szybko też się okazało , że istnieją duże grupy oficerów, których los od wiosny 1940 r. pozostaje nieznany. Masowe groby zaczęto odkrywać już jesienią 1941 r., jednak sprawę
nagłośniono na w drugiej połowie 42 i na początku 43 r. Niemcy wykorzystali Katyń propagandowo pokazując zbrodnie komunistycznego państwa, przed którymi mieli jakoby bronić Europy.
Latem 1942 r. Armia generała Andersa rozpoczyna ewakuację do okupowanego przez Wielką Brytanię Iranu. W kwietniu 1943 r. rozpoczyna się tuszowanie przez Sowietów Zbrodni Katyńskiej, a pod koniec miesiąca następuje oficjalne zerwanie stosunków dyplomatycznych między rządem Sikorskiego i
Stalinem; wszystko pod pozorem wspierania niemieckiej propagandy. Jednocześnie powołano w ZSRR Związek Patriotów Polskich oraz przystąpiono do organizowania kolejnego oddziału wojskowego. Jednostki te miały być już posłuszne rządowi sowieckiemu, a także stanowić podstawowe struktury przyszłej administracji i sił zbrojnych.
W listopadzie '43 r. Armia Krajowa rozpoczęła przygotowania do "Akcji Burza", która miała rozpocząć się w chwili wkroczenia Armii Czerwonej w granice Rzeczypospolitej (rzecz jasna, że chodzi te z 1939 r.). Założeniem tej akcji było przyjazne współdziałanie podziemia przy wkraczaniu Sowietów, ujawnianie się dobrze zorganizowanej administracji Polskiego Państwa Podziemnego, i w razie przyjaznego stosunku ze strony nadchodzącego wojska - ujawnianie również struktur wojskowych. Celem było powitanie wkraczających w roli gospodarzy i próbę uniemożliwienia tworzenia nowej administracji sowieckiej.
Działania te przyniosły efekty częściowe. Ujawnianie się jednostek Armii Krajowej w nazewnictwie bojowym z września 1939 r. potwierdziło ciągłość organizacyjną wojska. Z drugiej zaś strony żołnierze i oficerowie AK umożliwiali łatwą ich identyfikację, zgrupowanie oraz aresztowanie przez NKWD. Około 50 tys. z nich zostało zatrzymanych w związku z odmową przez nich wstąpienia do Armii Berlinga. Szybko rozpoczęły się także pacyfikacje miejscowości, deportacje oraz morderstwa Polaków przez sowieckie służby, szczególnie intensywne na terenach Kresów, które przypaść miały Związkowi Radzieckiemu. Jednocześnie w Lublinie 22 lipca 1944 r. ujawnia się Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego stopniowo coraz ostrzejszy w ocenie londyńskiego rządu i podziemnego państwa.
Pod koniec 1944 i na początku 1945 r. "Akcja Burza" stanowiła już tylkosmutny epilog oficjalnego istnienia Armii Krajowej. Mimo krzywd wyrządzanych ludności polskiej, nienawiść do niemieckiego okupanta nakazywała wielu oddziałom współdziałanie z wkraczającymi jednostkami sowieckimi. Polski rząd w Londynie spotkał się nawet z podziękowaniami ze strony Brytyjczyków doceniających nasze działania dywersyjne.
Jesienią '44 r. gen. Okulicki, dowodzący Armią Krajową po klęsce Powstania Warszawskiego donosił Prezydentowi RP o rozprężeniu i aktach świadczących o wyraźnym spadku morale wśród żołnierzy. Dnia 19 stycznia gen. Leopold Okulicki "Niedźwiadek" wydaje rozkazy, z których pierwszy rozwiązuje Armię Krajową.
Tego samego dnia, gen. Okulicki wydaje również tajne polecenie podległym mu dowódcom: "AK zostaje rozwiązana. Dowódcy nie ujawniają się. Żołnierzy zwolnić z przysięgi, wypłacić dwumiesięczne pobory i zamelinować. Zachować małe dobrze zakonspirowane sztaby i całą sieć radio. Utrzymać łączność ze mną i działajcie w porozumieniu z aparatem Delegata Rządu". Co ważne, ostatni dowódca AK w marcu 1945 r. został podstępnie aresztowany przez NKWD wraz z innymi przywódcami
polskiego państwa podziemnego i przewieziony do moskiewskiego więzienia na Łubiance. W czerwcu tego roku w tzw. procesie szesnastu skazano go na 10 lat więzienia. Zmarł w nieznanych okolicznościach w sowieckim więzieniu w grudniu 1946 r.
Rozkaz Okulickiego był dylematem dla tysięcy zakonspirowanych członków Armii Krajowej. Stawali oni przed wyborem kontynuowania walki przeciwko Sowietom, ale i narzuconemu
przez nich aparatowi bezpieczeństwa w polskich mundurach czy też godzić się na swoistą pracę u podstaw, budowania wolnej Polski małymi krokami w codziennym, cywilnym życiu, oczekując lepszej sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej. Część z nich zasiliła szeregi organizacji Wolność i Niezawisłość, która powstała 2 września 1945 r. w Warszawie.
Organizacja ta przejęła struktury kadrowe i organizacyjne Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj, które tuż po wojnie były jeszcze w znacznej mierze uzbrojone, wyposażone, z rozbudowanym systemem łączności oraz majątkiem przekazywanym podczas okupacji sukcesywnie z Londynu. Teoretycznie WiN miała być organizacją cywilną w pokojowy sposób walczącą z łamaniem demokracji i fałszowaniem wyborów. Zostały jednak do niej w naturalny sposób, razem ze strukturą, wciągnięte oddziały partyzanckie z województw lubelskiego, białostockiego i warszawskiego. Około 50 tys z nich ujawniła się jesienią 1945 r. po apelu Jana Mazurkiewicza "Radosława", legendarnego już wtedy dowódcy w Powstaniu Warszawskim.
Mimo ustawicznych zatrzymań kolejnych dowódców przez służby sowieckie i nowej, "ludowej" Polski oddziały WiN prowadziły intensywną działalność. Do aresztowań (dokonywanych w zasadzie co kilka miesięcy) oraz likwidacji kolejnych oddziałów przyczyniał się fakt oparcia struktury na modelu z czasów walki z nazistami. Do początku 1948 r. służbom komunistycznym udało się tak dobrze spenetrować organizację, że obsadziły nawet jej dowództwo, oraz utworzyły tzw. "V Delegaturę WiN", która pozyskiwała od zachodnich służb środki finansowe na swoją deklarowaną działalność. W kolejnych miesiącach ostatecznie rozbito jej działalność informując opinię publiczną w 1952 r. o dobrowolnym ujawnieniu się dowództwa. Prawdziwym powodem zakończenia akcji miało być przysłanie przez CIA oficerów amerykańskich do wizytacji finansowanej struktury, na co UB nie mógł już sobie pozwolić.
Wobec terroru stosowanego przez NKWD i polskie służby - Milicję Obywatelską, Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Urząd Bezpieczeństwa, tysiące żołnierzy Armii Krajowej nie podporządkowało się apelowi o ujawnieniu bądź powrócili do konspiracji. Spośród nich największą była 6 Wileńska Brygada (WiN) działająca na terenie północno-wschodniej Polski. Walkę z bezpieką prowadziły jednak również mniejsze oddziały, głównie w Wielkopolsce i na Lubelszczyźnie. W ramach działań zbrojnych, będących tak naprawdę kontynuacją prowadzonej wcześniej walki z poprzednim okupantem dokonywano rajdów na więzienia, komendy milicji i pojedyncze likwidacje osób odpowiedzialnych za zbrodnie na Polakach.
Aresztowani dowódcy, o ile byli złapani żywi, poddawani byli bestialskim przesłuchaniom, podczas którym niejednokrotnie wymuszano na nich wygodne dla władz zeznania, np. świadczące o rzekomej współpracy z Niemcami. Jednak nawet błahe z punktu widzenia przesłuchiwanego informacje były istotne dla prowadzących śledztwo, ponieważ powiększały wiedzę aparatu na temat podziemnej organizacji.
Skomplikowana kwestia zarzucanego niekiedy Żołnierzom Wyklętym szowinizmu i zbrodni na tle narodowościowym wymaga szczegółowego wyjaśnienia.
Okupanci często opierają swoją władzę na miejscowych mniejszościach narodowych. Tak było w przypadku sowieckiej okupacji ziem wschodnich II RP oraz przy zajmowaniu przez Niemców terenów Zachodniej Ukrainy. Walka z tak narzuconą władzą staje się więc walką z grupą etniczną, a te spory prowadzą najczęściej do krwawych "rewanżystowskich" zbrodni, czego przykładem może być chociażby rzeź latami dokonywana na Wołyniu.
Różnie przedstawiał się stosunek polskiej ludności do walczących zbrojnie oddziałów. Mieszkańcy wsi zostali przez władzę w dużej części "kupieni" reformą rolną parcelującą wcześniejsze majątki ziemiańskie. Zawiłości polityczne, istnienie dwóch rządów: w Londynie i Warszawie, partyzantka leśna przeciw polskiej już administracji - były to sprawy skomplikowane dla osób wykształconych, a tym bardziej dla pozbawionych informacji mieszkańców wyniszczonej wojną wsi. Oddziały leśne oparte były na współpracy z włościanami, którzy żywili ich i dawali zimowe schronienie, z czasem jednak to poświęcenie zaczęło być traktowane jako przykra powinność narażająca na dotkliwe represje. Zdarzało się więc, że pomoc była wymuszana, co pozostało do dziś w pamięci mieszkańców niektórych regionów Polski.
Oprócz WiN podstawową siłą podziemia były Narodowe Siły Zbrojne. Wyrosły one z pnia popularnego przed wojną Stronnictwa Narodowego opartego na idei Romana Dmowskiego. W 1942 r. oddziały podporządkowane podziemnemu Stronnictwu miały być scalone z Armią Krajową, jednak część żołnierzy odstąpiła od tego powołując Narodowe Siły Zbrojne. Nie obowiązywał ich więc rozkaz z 19 stycznia 1945 r. Oddziały te prowadziły walkę zarówno z Niemcami, jak i z Sowietami, jak również z partyzantką komunistyczną złożoną z żołnierzy narodowości polskiej. Jej jednostki prowadziły czynną walkę do początków 1947 r, kiedy służbom bezpieczeństwa udało się rozbić jej główne siły.
Od stycznia 1946 do kwietnia 1947 r. doszło do prawie tysiąca wydarzeń określanych jako uderzenia "band zbrojnego podziemia" na jednostki milicji i bezpieczeństwa. W latach 1947-50 miało miejsce ok 250 takich przypadków, w latach 1950-1956 już tylko 60. Ostatnia duża akcja przeprowadzona została w maju 1946 r., kiedy to z obarczonego złą sławą więzienia w Zamościu uwolniono ponad 300 przetrzymywanych. Ostatecznie opór został złamany na początku lat 50., czego symbolicznym finałem stało się rozbicie w 1953 r. resztek oddziału poległego cztery lata wcześniej Anatola Radziwonika-„Olecha”.
Przez lata pamięć o czynie zbrojnego oporu wobec narzucanej Polsce władzy była wymazywana bądź ograniczana do przypadków rabunków albo jednostkowo dokonywanych zbrodni. Zatrzymywanych żołnierzy skazywano na ciężkie więzienie pod kłamliwymi zarzutami niosącymi największy ciężar w oczach społeczeństwa - współpracy z niedawnym okupantem niemieckim. Na karę śmierci skazano ok 5 tys osób, połowę z wyroków wykonano. Wyroki orzekane były z pogwałceniem wszelkich zasad prawa, często w niezgodzie z regulaminem sądowym, w samych celach skazańców, bez możliwości obrony. W kolejnych latach żołnierzy z lasu próbowano skazać na jeszcze gorszą karę - na zapomnienie i pogardę.
Proces przywracania ich publicznej pamięci oficjalnie rozpoczął Lech Wałęsa nadając w 1995 r. Order Orła Białego Stefanowi Korbońskiemu, jednego z przywódców podziemia w jego pierwszych miesiącach. Najwyższe odznaczenia państwowe nadał im także pośmiertnie Lech Kaczyński.
Ofiary zbrodni komunistycznych dokonywanych w pierwszych latach po II wojnie światowej wciąż czekają na upamiętnienie. Ich rodziny wielokrotnie z pogardą pozbawiane były informacji o losie najbliższych, oczekując ich wypuszczenia przy kolejnych przeprowadzanych amnestiach. Tysiące członków rodzin żołnierzy podziemia nigdy się ich nie doczekało, nie otrzymując nawet informacji o dacie śmierci czy miejscu pochówku. Mimo konspiracyjnych działań, m.in. grabarzy warszawskich cmentarzy, którzy potajemnie spisywali daty i miejsca grzebania ciał, wciąż nie udało się odnaleźć wszystkich.
Od 2011 r. obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Jego data, wyznaczona na 1 marca, upamiętnia wyrok śmierci, wykonany tego dnia w 1951 r. na kierownictwie IV Komendy WiN. Pamiętajmy o Nich tego dnia! Pamiętajmy o "Niedźwiadku", pamiętajmy o "Ince"- 17-letnim dziecku jeszcze, które "zachowało się jak trzeba". Pamiętajmy!
[Tekst autorstwa zaprzyjaźnionej czytelniczki]
...
OdpowiedzUsuń... nd
Usuń...
UsuńNie znalazłam namiarów na autorkę tekstu. Nie życzyła sobie ?
OdpowiedzUsuńA Ty z UB jesteś, że "namiarów na autorkę" szukasz, czy donos do "Skarbówki" planujesz? nd
UsuńA po co Ci namiary na autorkę tekstu?
UsuńBy przeczytać więcej ciekawych rzeczy.
UsuńPS Pozwolę sobie przypomnieć ,że nie jesteśmy na ty i nie będziemy .
Ja nawet z papieżem jestem na "Ty" wiec się przyzwyczajaj,skoro tu zaglądasz :-) Owa autorka publikuje tylko i wyłącznie na moim blogu,więc żadnych namiarów podać nie mogę.
UsuńNie przydam panu kultury . Bycie chamem, to już taka pana natura. Pozdrawiam serdecznie.
Usuń:-D Dobre sobie! Prostytutka chce "przydawać kultury"! nd
UsuńNooooo,skoro taka persona nazywa mnie chamem to czuję się zaszczycony! :-) :-) :-)
UsuńBardzo wredny okres w dziejach Polski.
OdpowiedzUsuńTak,to prawda... Choć rządy PiSu to też wredny okres w dziejach naszego kraju :-)
UsuńBardzo mądry tekst. Nie wyobrażam sobie co dzialo się w dawnej Polsce. Pozdrawiam serdecznie ☺
OdpowiedzUsuńI obyśmy nigdy nie musieli tego przeżywać... Pozdrawiam.
UsuńNigdy nie interesowałam się tamtym okresem i teraz jedni mówią, że to byli zwykli bandyci, a drudzy składają wieńce.
OdpowiedzUsuńFakt, byli wśród nich i bandyci, jak np Bury, który nawet i dzieci mordował,ale to tylko jednostkowe przypadki...Większość z nich była porządnymi, kochającymi ten kraj ludźmi.
UsuńMi nawet ciężko sobie wyobrazić jak kiedyś musiało być okrutnie..
OdpowiedzUsuńFakt,możemy o tym czytać,ale nigdy nawet nie otrzemy się o to co przeżywali ci ludzie...
Usuń